Zdarzyło się to w Montagnoli, małej wiosce we włoskim kantonie Ticino.
Siedziałam przy stoliku na zewnątrz w Caffè Letterario Boccadoro. Na pomarańczowym obrusie leżała filiżanka z czarną kawą, kapelusz, hortensja w wazonie i zdjęcie noblisty. Tuż przed kawiarnią mieścił się mały plac z kolorową kostką brukową i pastelowymi fasadami, zdobionymi promieniami słońca. Powietrze było ciężkie i można było wyczuć, że zbiera się na burzę. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Po prawej stronie na podeście jednego z mieszkań pojawiła się starsza kobieta. Miała siwe, połyskujące w blasku słońca włosy, starannie upięte w kok. Zauważyła mnie, skinęła głową i powiedziała: „Bongiorno”, po czym zamknęła za sobą drzwi i włożyła klucz do zamka, a kiedy go przekręcała, z pewnością było to słychać w promieniu kilometra. Obserwowałam ją dalej. Widziałam, jak ostrożnie, stopień za stopniem, zeszła z podestu i powolnym krokiem udała się w dół brukowanej ulicy. Niebieska sukienka w zielone ornamenty, którą miała na sobie, musiała być pozbawiona kieszeni, bo klucz, który przed chwilą przekręciła w drzwiach, cały czas trzymała w dłoni. Wychodząc z domu nie wzięła pieniędzy, ani smartfona.
Myślę, że to była wolność.
Zdjęcie: Montagnola w kantonie Ticino, Szwajcaria