Dawno mnie nigdzie nie było. Dawno nie spełniłam żadnego marzenia. Dawno nic podróżniczo-odkrywczego się tu nie działo. Oj, dawno.
Ale nawet, jeśli nic się nie działo, to nie przestawałam marzyć.
Marzyć, na przykład, o takim Zalipiu. Natknęłam się na tę wioskę jakiś czas temu przeglądając album o ciekawych miejscach Polsce. Od tego momentu wiedziałam, że KIEDYŚ tam pojadę.
Minęło kilka lat, a ja
marzyłam,
marzyłam,
marzyłam i… w końcu pojechałam.
Bo przecież, co jak co, ale marzenia się spełniają.
Zalipie to licząca ponad 600 mieszkańców wioska, położona w Małopolsce, w powiecie tarnowskim. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to zwykła polska wieś, jakich wiele… a nie. Stop. Wróć. Na pierwszy rzut oka widać, że jest to wioska niezwykła. Taka, którą widzi się po to, aby już zawsze o niej pamiętać.
Co ją wyróżnia? A no, kwiaty. I to całkiem ładne. Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku, kiedy lokalnym kobietom zaczęły wadzić osmalone chatki. Postanawiając to zmienić, mieszkanki Zalipia sięgnęły po odrobinę wapna i zaczęły ozdabiać ściany białymi wzorami. Z biegiem czasu wzory przekształciły się w fantazyjne, kolorowe kwiaty, do których tworzenia kobiety używały sproszkowanych farb. Tradycja ozdabiania domów, a także i przedmiotów przetrwała czasy wojen i przez kolejne dekady rozwinęła się w prawdziwy fenomen. Dziś Zalipie nosi znamię wyjątkowego miejsca, do którego zmierzają goście ze wszystkich stron świata.
Malują wszyscy: młodzi i starzy. Malują wszystko: od przedmiotów codziennego użytku po studnie i budy dla psów. Kwiaty od zawsze powstawały „z głowy”, w zależności od fantazji twórcy. Dziś używa się do nich głównie farb akrylowych.
Muszę jednak zaznaczyć, że w Zalipiu znajduje się również wiele domów, które nie są pomalowane. Cóż, nie wszyscy mieszkańcy muszą pielęgnować tradycję. Niektóre chatki, bądź elementy są też mocno zaniedbane. Tu również nie ma się co dziwić. Utrzymanie malowideł we wzorowym stanie wymaga wielu poświęceń: kwiaty są rokrocznie odmalowywane przez miejscowych.
W Zalipiu znajduje się wiele „obowiązkowych” punktów. Należą do nich: kościół z malowanym wnętrzem, Dom Malarek i Muzeum Felicji Curyłowej – malarki i aktywnej działaczki na rzecz propagowania zalipiańskiej sztuki. Wioskę można obejść spacerem w dwie godziny. Warto bacznie się rozglądać, bo przy odrobinie szczęścia można zostać zaproszonym do domu mieszkańców, którzy chętnie pokazują swoje wnętrza oraz ręcznie malowane wyroby, dzieląc się przy tym ciekawymi opowieściami.
Wsi spokojna, wsi wesoła… Zalipie idealnie wpisuje się ten opis. Malownicze, prostolinijne, idylliczne miejsce, gdzie czas odliczają kolejne namalowane kwiaty. Miejscowość znana i doceniana, a jednocześnie oddychająca pełną piersią, niezdruzgotana turystycznością. Mam nadzieję, że jeszcze długo to miejsce będzie stanowiło mały, sielankowy, trudno dostępny „koniec świata”.