Kiedyś i dziś. Szwajcaria w mojej głowie

Szwajcaria. Miałam trzy lata, kiedy dowiedziałam się, że istnieje Szwajcaria.

Był ciepły, letni dzień. Siedziałam w kuchni przy stole i nagle zobaczyłam TO. Do pomieszczenia wszedł mój tata z dzieckiem na rękach. Z dziewczynką, na oko w moim wieku. „To jest Olivia”, uśmiechnął się do mnie, po czym zwrócił się do małej i zaczął coś mówić w tajemniczym, nieznanym mi języku.

Dopiero po chwili wytłumaczono mi: Olivia to wnuczka naszej sąsiadki. Nasza sąsiadka ma męża Szwajcara. Olivia przyjechała do babci ze Szwajcarii. A teraz możecie się razem pobawić.

dav

Przez wiele lat miałam stałe wyobrażenie o Szwajcarii. Na myśl o tym kraju w mojej głowie pojawiały się czekoladowe monety od pani sąsiadki, jej wnuczka, która odwiedzała ją w wakacje i której polski stawał się z roku na rok coraz lepszy. Góry, jodłowanie. Z czasem dołączyły do tego stereotypy: zegarki, banki, czekolada i krowy na pastwiskach.

Co pojawia się w mojej głowie dzisiaj? Co pojawia po prawie dwóch latach życia w Szwajcarii?

Przede wszystkim, moja Szwajcaria to Zurych. To jedyne miasto, jakie tak naprawdę znam. Weekendowe odwiedzanie Lugano, Lozanny, czy Bazylei się nie liczy.

Mój Zurych to nie Grossmünster, ani Sankt Peterskirche. Mój Zurych to Hardbrücke, Badenerstrasse, Zürisee i Langstrasse. Kluby, bary, kawiarnie, promenada nad Jeziorem Zuryskim. To w takim miejscu czuję ducha miasta. To właśnie tam kraj mojej emigracji jest wypełniony ludźmi. I tu łamie się kolejny stereotyp o Szwajcarach. Że nudni, monotonni i hermetyczni. Owszem, niektórzy tak. Niektórzy.

dav

Jednak, z drugiej strony, coś w tym jest. Kiedy obserwuję Szwajcarów na co dzień (w sklepie, na ulicy, na kursie tańca), kiedy patrzę na moich znajomych, przychodzi mi na myśl, że coś ich wszystkich łączy: oficjalny wyraz twarzy. Oficjalne przywitanie, oficjalne „co słychać?”, oficjalne pożegnie, oficjalne trzymaj się, dziękuję i do zobaczenia. Nie, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek spotkała nieuprzejmego Szwajcara, bądź Szwajcarkę. Nawet nie dawno, kiedy na ulicy zostałam zaczepiona przez człowieka, który prosił mnie o pieniądze i spotkał się z odmową (zła ja), usłyszałam w odpowiedzi „miłego wieczoru”. Zurych kipi uprzejmością i porządkiem. I wyrazami twarzy jak od linijki. A co się za nimi kryje? To już trochę wyższa szkoła jazdy.

dav

W ciągu prawie dwóch lat mieszkania tutaj nie spotkałam nikogo, kto by narzekał na standard życia. I ja ze swoją pensją niani na niepełen etat, nie narzekam. Czasem jednak czuję się tu jak w bańce mydlanej. Nie do końca podoba mi się to uczucie. Owszem, cenię sobie wygodę i poczucie bezpieczeństwa, o kóre sama się wystarałam. Z drugiej strony, świat to nie bajka. Świat to nie Zurych. Jest jeszcze tyle do zrobienia. Nie chcę o tym zapominać.

Zastanawiam się, ile można stwierdzić po prawie dwóch latach mieszkania w Zurychu? Chyba nie wiele. Z jednej strony czuję się tu zadomowiona. Z drugiej nadal „pretty new” i wiem, że czeka mnie jeszcze sporo niespodzianek. Tymczasem siedzę sobie w mojej bańce mydlanej, gdzie muzyka gra. Na szczęście wychylam z niej głowę.

Wpis powstał w ramach letniego projektu Klubu Polki na Obczyźnie.

Zdjęcia: Zurych Badenerstrasse, Bullingerplatz, Hardbrücke

8 myśli w temacie “Kiedyś i dziś. Szwajcaria w mojej głowie

  1. Bardzo celny opis! Najgorsze jest to, że do tejmydlanej bańki można się przyzwyczaić i żyć w niej całkiem wygodnie – aż ciężko czasem wystawić z niej nosa. Ale starajmy się wyglądać na resztę świata.

    Polubienie

  2. ciekawa, piękna notka uczucia i przemyślenia chyba bliskie wszystkim emigrantom … bardzo miło wspominam Zurich gdzie kiedyś spędziłem kilka tygodni na projekcie .. moj ulubiony rejon to Seefeld gdzie biegałem raniutko przed pracą wzdłuż brzegu jeziora … śliczne miejsce

    Polubione przez 1 osoba

      1. tak bardzo polubiłem Zurich ! Seefeld śliczne do biegania czy na spacery czy aby poczytać książkę nad brzegiem … na dwa dni wybrałem się do Luzern i spędziłem parę godzin na statku na jeziorze było cudownie i tam

        Polubione przez 1 osoba

        1. Luzern to jedno z moich ulubionych miast poza Zurychem. Też dość reprezentacyjne tutaj. Cieszę się, że wspominasz Szwajcarię w samych superlatywach. Domyślam się, że odwiedzałeś ją w lecie?
          W tym kraju da się zakochać od pierwszego wejrzenia. Dopiero, jak tu się zamieszka to zaczyna się odkrywać te mroczne strony. Ale tak jest przecież wszędzie… 🙂

          Polubione przez 1 osoba

          1. tak każde miejsce ma swoje blaski i cienie często ich nie widzę kiedy jestem w bańce mydlanej na projekcie nie znając codziennego życia i trosk .. bywałem wielokrotnie we wszystkich porach roku ale to prawda w lecie było najpiękniej .. Luzern oczywiście ma tą swoją jakby nierealną piękność jakby z Czarodziejskiej Góry … ale najbardzej wspominam właśnie statek przez jezioro 4 kantonów kiedy obserwowałem zwykłych ludzi przemieszczających się od miasteczka do miasteczka :^)

            Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s