Nikt nie wiedział, gdzie leży Gmunden. Sama nie wiedziałam, dopóki nie sprawdziłam na mapie. Acha, to tu. Górna Austria. Oberösterreich. Międzykrajowym z Zurychu do Linz i potem godzinę regionalnym w dół mapy.
Po godzinie było miasto. Niczego sobie, ale też nic specjalnego. Znalazłam się tam w czasie inauguracji adwentowych oświetleń. Wspaniale! Ale jednak, wiedziałam. Tak, wiedziałam, że Gmunden ma coś jeszcze w sobie. Tak, ma. Fabrykę ma. Ceramikę ma. Fabrykę ceramiki, ceramikę z fabryki. Taką, że zakochałby się, do momentu, aż ceny by ujrzał. Ale to made in Austria, więc może jednak warto poluzować portfel?
No to poluzowałam. I taka rozluźniona chodzę i chodzę po tej fabryce. Wzór z jeleniem, i chodzę. Wzór z kwiatami, i chodzę. Wzór w paski, i chodzę. Nie mogę się zdecydować, i chodzę.
Wyobraźcie sobie, że kiedy Krzysiu Kolumb sunął do Ameryki, w Gmunden zaczynano produkować pierwsze wyroby. Tak, tak, moi drodzy. Historia ceramiki z Górnej Austrii liczy sobie ponad 500 lat! Ręcznie wyrabiane i malowane, podobno mogą być nawet przeglądane przez 60 par eksperckich oczu, zanim trafią na sprzedaż. A tymczasem ja nadal chodzę.
Ostatecznie decyduję się na mały talerzyk na przekąski, w którym, jak się okazało, idealnie prezentują się polskie draże (dwa dni po powrocie z Austrii zaprosiłam do siebie znajomych Francuzów na polski obiad, draże Korsarz i Rzymianin były dla osłody, ale na zdjęciu już ich nie ma, ponieważ zostały zjedzone).
Ohoho, no to nieźle zboczyłam z tematu. Austriacka ceramika. Polskie draże. Korsarz. Rzymianin. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do Gmunden. Miasto, jak miasto. Małe, kilkunastotysięczne, jezioro Trauensee jest, góry są, nawet tramwaje są – najkrótsza i najstarsza linia w Austrii – ratusz, który jak mało kiedy mi się podoba, jest, adwentowa aura też już jest, więc dobrze jest.
Zdjęcia wyrobów ceramicznych pochodzą ze strony: http://www.gmundner.at