Mała Wenecja – tak zwykł nazywać lud zabytkowe centrum w Colmar, francuskim miasteczku, w którym wpływy burżuazyjne mieszają się z pruskim stylem bycia. Toć to w końcu Alzacja-Lotaryngia, mili Państwo. Uwaga! Wizyta w Colmar grozi poważnymi konsekwencjami: oczarowanie, względnie obaśniowanie, gwarantowane jest każdemu, kto tylko będzie mieć szczęście, aby nacieszyć oczy widokami jak z bajki. Spacer wśród uliczek, przy których królują kilkuwiekowe domy zdobione pruskim murem, to jak wędrówka do innej rzeczywistości, gdzie co jakiś czas silniej zawieje wiatr a słońce zajdzie za chmurami. Aura odchodzącego lata miesza się tu w to wrześniowe popołudnie z pokaźną ilością turystów, bocianów (symbol Alzacji) i restauracji, w których na talerzach gości flammkuchen (tradycyjna alzacka tarta z boczkiem i cebulą). Tymczasem na kolejnym moście na rzece Lauch znów ustawia się kolejka do sfotografowania Małej Wenecji. I ja tańczę z aparatem, którego obiektyw chwyta bez opamiętania kolory Colmaru, również te spadające z drzew.
Lubię takie wypady. Spontaniczne, bez oczekiwań. Ot tak, żeby choć na chwilę przenieść się w inny świat.
Inny świat…
Jak tam przepięknie! ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Strasburg też ma takie zakątki, przede wszystkim Małą Francję (podobieństwo do Małej Wenecji nie jest przypadkowe) 😉 W okolicy Colmar są też piękne małe miasteczka i wioski, cały szlak winny. Ah, cudowna jest cała Alzacja.
PolubieniePolubienie
Przez Strasburg tylko przejeżdżałam, ale jest on na mojej liście, bo w końcu to miasto Tomiego Ungerera.
PolubieniePolubienie